Mrzonki i upiory

Lektura pamiętników i listów Norwida, „Dziwnego życia Sadyka Paszy” Jadwigi Chudzikowskiej, a także kilka dyskusji z osobami o zaskakującej (dla mnie) wiedzy na temat tamtych „czasów i zdarzeń” - krok po kroku zmieniało moje nastawienie do romantyzmu w ogóle. Wspominam też szkolne dyskusje o biednym Jimie, o jego decyzjach i sensach.
Dochodzenie do prawdy to proces. Jak dojrzewanie. Trudno oddziela się to co się zdaje, od tego co istnieje rzeczywiście. Marzenia można przekuć w cel, inaczej pozostaną mrzonkami. Wymaga to cierpliwości, czasu, poświęcenia, pracy. Można dojrzeć bardzo późno (rewelacyjne „Wszystkie odloty Cheyenne'a”)- ważne, żeby zdążyć. Bo można nie dojrzeć nigdy (Lord Jim). I wiecznie uciekać, żyć przeszłością i poświęcać idei – depcząc przy tym najbliższych przyjaciół i rodzinę (co gorsza, akurat to zwykle uchodzi bezkarnie).
Błąd, pomyłka, wstyd, strata dobrego imienia – to jeszcze nie koniec świata. Póki żyjemy. Ale - „niepodobna zabić upiora faktu. Można tylko stawić mu czoło”. Bez tego nic. Nie zastąpi tego wymyślna ekspiacja, z ucieczką na koniec świata, dla stworzenia Arkadii. Kto szczerze chce pokuty, niech bezimiennie szuka klasztoru i służby ubogim – a nie bawi się w cesarza. Bo jeśli o kimś mówią, że jest dobrym królem, to na pewno kiepski z niego władca. A on sam, jego kraj i poddania są bezbronni i narażeni na każde zło.
Co dzisiaj mówi do mnie Conrad?
Życie jest piękne!
Byle tylko nie dać w nim rządzić mrzonkom i upiorom.