Szeroko otwarte oczy

Opowieści galicyjskie - Andrzej Stasiuk

Pierwszy raz może odrzucić lub zachwycić. Związać na długo, przekonać i zachęcić. Albo przeciwnie. Spowodować, że odsunie się człowieka, pomysł, zajęcie w kąt. I nie będzie do niego wracać.

 

Nie czytałem jeszcze Stasiuka. Do teraz. Zgrzebna, skrzecząca rzeczywistość zapadłego końca świata u tego autora nabrała cech bogatych w zaskakujące, celne i piękne porównania, opisów błyszczących wyjątkowym zmysłem obserwacji, kolorów wprost z palety wrażliwego impresjonisty. A wreszcie dźwięków pełnych nie tylko półnut, ale kogoś o słuchu wybitnym – który słyszy także ćwierćnuty, a nawet ósemki.

 

Im dalej w tekst, tym lepiej. Historia toczy się w zakątku zapomnianym przez Boga i ludzi. Autor zapętla ją coraz bardziej i postaci pojawiające się gdzieś w tle, w kolejnych rozdziałach stają się głównymi bohaterami. Wszystko w końcu staje się jedną pełną opowieścią. Piękną w drobiazgach, szczegółach i budzącą podziw i oczarowanie po przeczytaniu ostatnich zdań.

 

Nie trzeba – jak widać – jechać na koniec świata, żeby barwnym językiem opisać nieznane barwy, wzory i wydarzenia. Wystarczy szeroko otworzyć oczy.