Demon ruchu
Inaczej czytam dziś Grabińskiego. Już nie historie pełne grozy, ale język skupia myśli, zatrzymuje rytm lektury. Smakuję budowę zdań, dobór słów już zapomnianych, wypadłych z użycia, rzadko obecnych w słowie pisanym, nieistniejących w języku mówionym. Ich soczystość, wyrazistość, opisowość tworzy obrazy magiczne. Działa na wyobraźnię. Bardzo to wszystko pasuje do zbioru opowiadań, które łączy idea ruchu, pędu, szybkości. Parowe lokomotywy i dawna kolej bardzo mocno oddziaływała za zmysł słuchu i wzroku. Przeczucie życia tkwiącego w takiej maszynie przemawiała mocniej niż dzisiejszy lęk przed samoświadomością, która może urodzić się w elektronowym mózgu i obrócić się przeciw człowiekowi.
Dobrze, że Grabińskie jest obecny w wydaniach papierowych i elektronicznych. To chyba znak, że nadal chcemy go czytać. Może już nie po to, żeby się bać. Ale po to, żeby dotknąć czegoś, co nie da się nazwać, co wymyka się jednoznacznym określeniom, zostawia niepewność, zdziwienie, zasłuchanie w odgłosy jadącego w oddali pociągu. I choć nie ma już charakterystycznego stukotu wagonów na złączach szyn, coś z demona ruchu nadal tu żyje.