WOJNA NIE MA W SOBIE NIC Z CZŁOWIEKA

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Jerzy Czech, Swietłana Aleksijewicz

Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie opowiadać o wojnie, mówić o tym czym była/jest naprawdę. Ze zbieranych przez wiele lat nagrań nie powstało to, co autorka pierwotnie planowała. Jak sama przeczuwa – weszła w straszny obszar. Im dalej w niego wchodziła, tym więcej było pytań i mniej odpowiedzi. Wie, że jej rozmówczynie nie mówią prawdy – ale nie próbuje do niej dotrzeć za wszelką cenę. Zatrzymuje się przed człowiekiem. Tworzy książkę o kobietach – nie o wojnie.

 

Dlaczego bohaterki nie mówią prawdy? Pewnie dlatego, że nie da się pamiętać i... żyć. Są w książce osoby, które odmawiają spotkania („40 lat próbuję zapomnieć, a pani chce, żebym wspominała?”). Inna zamiast osobistych wspomnień opowiada o kobiecie, która straciła rozum – chodziła po ulicach, zaczepiała przechodniów i opowiadała o śmierci swoich dzieci. „Tylko ktoś taki może opowiadać o wojnie.

 

Z opowieści na każdym kroku wyłazi efekt totalnej indoktrynacji. Co można wmówić człowiekowi, do czego zmusić, jaką ślepą nienawiść zaczepić wysyłając go na wojnę w wieku 15. 16. lat. Co można myśleć o dzieciach, które najpierw nauczyły się skutecznie zabijać zanim ich organizm biologicznie dojrzał do bycia kobietą?

 

We wspomnieniach entuzjazm przeplata się z obrazami przerażającymi i nieludzkimi. Naturalizm opowieści, opisy emocji są chwilami takie, że nie sposób tego słuchać (audiobook). Nie pomaga, nie łagodzi tego nawet głos Krystyny Czubówny. Jednocześnie chciałby się momentami wejść w słowo i krzyknąć „w twarz”, że to co mówi w danej chwili głos żołnierki to kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo – i ona najlepiej wie, że nie mówi prawdy.

 

Wyrywają się za to pojedyncze zdania wplątane w opowieść, które dla kogoś, kto zna kontekst niosą straszy ładunek treści. Te pojedyncze słowa, krótkie zdania, krzyczą rozdzierająco obrazem jaki za nimi stoi.

 

Przykłady?

 

Sanitariuszki w oddziałach pancernych opowiadają czym jest wyciągnięcie żołnierza z płonącego czołgu. Co zostaje z takiego człowieka. Ale jedna mówi o swoim oddziale, w których były (znane z „Czterech pancernych”) czołgi T34. Pada tylko krótkie zdanie – „Jak one się paliły”. Nic więcej. W pierwszych latach T 34 były produkowane z silnikami benzynowymi na paliwo lotnicze. Czołgi miały też nieosłonięte zbiorniki z paliwem na pancerzu. To była tak naprawdę samobieżna pochodnia – nie czołg. A tu tylko jedno, krótkie zdanie.

 

Jeden raz pojawia się zdanie o „prawie zwycięzców” – trzech dniach bezkarnego plądrowania miast, miasteczek, wsi - zbiorowych gwałtach na wszystkich, którzy choć przypominali kobietę i pijaństwa – zanim pojawiali się oficerowie i przywracali porządek.

 

Tak samo tylko raz wspomniana jest armia wewnętrzna, która pilnowała ducha bojowego „mięsa armatniego”. I strzelali do swoich – bo „mięso” miało prawo iść tylko w jedną stronę – do ataku. Nie mogło się cofać. Zadaniem „mięsa” było wygrać albo zginąć.

 

Ale kiedy tylko we wspomnieniach zaczyna się szczerość (np. o łagrach i sądach dla tych, którzy pozwolili wziąć się do niewoli), natychmiast pojawia się też strach. Wszechobecny strach przed władzą i policją polityczną. Nawet w latach 80. i później nazwa NKWD nie chce przejść im przez gardło. Zamiast tego pada „przyszli po niego, wie pani kto”. Brzmi to jak zdanie wyjęte z opowieści o Harrym Potterze – żeby nie wymawiać Voldemort, mówili „sam wiesz kto”.

 

***

 

W jakiejś audycji radiowej Wojciech Jagielski wspominał kiedyś, że pisząc książki przeżywa na nowo to co widział jako korespondent wojenny. Przerywa wtedy pracę i bierze prysznic, żeby choć symbolicznie spłukać z siebie te obrazy i emocje. Czasem kilkanaście razy w ciągu dnia....

 

Nie wiem czym się oczyścić po tej książce.

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety?

Nie.

Wojna nie ma w sobie nic ludzkiego, nic z człowieka.