Jestem w domu

Miałem kiedyś nauczyciela pochodzącego z tzw. Kresów. W czasach jedynej słusznej ideologii i jedynej prawomyślnej historii Polski zdarzało mu się opowiadać nam, uczniom różne sceny ze swojego dzieciństwa. Dzieciństwa spędzonego w miejscowości będącej wspólnotą trzech narodów, różniących się językiem, kulturą i religią. A przez różnice niezwykle bogatego świata praktykującego tolerancję i ekumenizm wcześniej nim ktoś z jej mieszkańców mógł poznać w ogóle znaczenie tych słów. Starcza tęsknota za przeszłością i dziecięcy idealizm? Być może. Ale był to dla niego świat i miejsce najważniejsze - już na resztę życia.
Talent autora, sława noblisty, tematyka powieści, nieustannie przypominana sympatia do Polski i Polaków - niespecjalnie przekonują mnie do sięgania co jakiś czas po książki Grassa. Skutecznie za to działa na mnie coś zupełnie innego.
W pogmatwaniu historyczno – ideologicznym znalazł sposób, żeby nie zdradzić swojej Małej Ojczyzny i najważniejszych lat życia. Nie tłumaczy się, ani nie wypiera przeszłości. Po prostu jest u siebie. Jest w domu.